"Cześć, będę w weekend we Wrocławiu, masz czas na jakiś spacer? Cześć, chodź pojedziemy w roadtripa." Tak się zaczęło planowanie wspólnej, spontanicznej przygody. Plan zakładał krążenie od punktu do punktu, spanie na dziko (ja w aucie, Zosia w namiocie) i gotowanie sobie samemu. Zjechałyśmy pół dolnośląskiego narzucając sobie solidne tempo.
W tamtym czasie bardzo chciałam przejść Główny Szlak Sudecki, ale nie było takiej możliwości. Postanowiłam więc przejść 70km solo przez Rów Górnej Nysy, Góry Bystrzyckie, Góry Orlickie, Pogórze Orlickie i Góry Stołowe, by po czterech dniach dotrzeć do schroniska PTTK Szwajcarka. To tam był organizowany Festiwal Psich Podróżników, na którym byłam prelegentką. Byłby przypał, jakbym nie dotarła.
Zabraliśmy znajomych, a wędrówkę podzieliliśmy na dwie części. Po 3 dniach osobnej wędrówki spotkaliśmy się całą ekipą w sercu gór. Czwórka ludzi i trzy psy! Szliśmy przez Góry Kamienne, Góry Krucze, Karkonosze, Rudawy Janowickie i Pogórze Kaczawskie. Podczas wędrówki spaliśmy tylko pod namiotami i gotowaliśmy sobie sami.
W 2018 roku byłam sfrustrowana, że nadchodzi majówka, a ja nie mam kasy, żeby pokryć drogie noclegi w szczycie sezonu, ani auta, żeby tam dojechać, ani nawet czasu bo studiowałam i pracowałam jednocześnie. Ale uznałam, że skoro potrafimy przejść po górach 20km dziennie, to może uda nam się właśnie tak spędzić majówkę?
Co się dzieje, gdy dwójka miłośników gór ma za zadanie przejechać z Wrocławia do Warszawy załatwić parę spraw? Zahacza... o Słowackie Tatry, tak po drodze. Tym sposobem w 4 dni zrobiliśmy kółko po dolnej części Polski. Noclegów szukaliśmy na bieżąco, z dnia na dzień.
Chciałam sprawdzić kilka vanlife'owych patentów i zdobycie Śnieżnika (1424m npm). Udało się zdobyć szczyt pomimo naprawdę upierdliwego wiatru, który w ogóle nie pozwolił nam usnąć na Hali pod Śnieżnikiem. Na następny dzień, niedługo po zejściu ze Śnieżnika, pogoda przybrała bardzo złowrogi wyraz komplikując nam plany.