Co „widziały” te góry? Kto tu był przede mną? I podczas gdy całe Trentino jest tak znane ze swojej turystycznej natury, wydaje się że niewielu zadaje sobie trud, by doczytać o tej Białej Wojnie, o fortach w skałach, o podchodach i wysadzaniu szczytów, i o śmierci z wyziębienia setek wykwalifikowanych żołnierzy… Ta wędrówka to połączenie piękna i surowości gór. Zapraszam!
W trakcie tej podróży przedostałam się transportem publicznym w dolinę di Pejo i stamtąd w dolinę del Monte, by poszukać ogromnego fortu z I Wojny Światowej i opowiedzieć Wam tragiczną historię zapomnianego frontu włoskiego.
ok. 14km | szacowane 5:25h czasu przejścia | 624m wzwyż, 624m w dół
pełną mapę i dane zobaczysz po kliknięciu na „show on map” lub tutaj
wybaczcie, w Dolomitach nie działa mapa-turystyczna, która ładniej pokazuje parametry trasy…
W tym poście znajdziesz...
Tło historyczne tego miejsca
Czekaj, nie scrolluj dalej. Daj mi minutę, żeby powiedzieć Ci co się działo w tej okolicy 100 lat temu. To jest dla mnie bardzo ważne!
I Wojna Światowa przyniosła ze sobą globalny chaos. Każdy się na każdego wypiął, pozrywano wszelkie kontrakty, traktaty i umowy. Nic już nie było pewne. Dlatego Włosi, którzy przez ostatnie kilkadziesiąt lat z powodzeniem jednoczyli się budując swoją tożsamość narodową, uznali, że im to by się marzył ten taki rejon Trentino. I może coś jeszcze by tej Austrii zabrali przy okazji, bo to do nich Trentino należało. I wypowiedzieli Austro-Węgrom wojnę. Because f*ck it, that’s why.
Front włoski – tak w skrócie
Front rozciągał się więc wzdłuż całej wspólnej granicy tych dwóch państw.
Na jego wschodniej (po prawej) stronie toczył się najbardziej zajadłe bitwy. Tam, bo tam były równiny, czyli względnie spoko teren, by kombinować jak zaatakować wroga.
To tam zaatakowani Austriacy w ostatniej chwili dostali pomoc od Niemiec i dzięki temu weszli głęboko wgłąb Włoch. Tam Niemcy pomachali na pożegnanie i powiedzieli, że już sobie dacie radę, Austriacy, co nie? I sobie poszli. No, tylko Austriacy nie dali sobie rady i przedupili kolejne bitwy, dzięki czemu Włosi wypchnęli ich z powrotem poza pierwotne granice kraju.
Tak Włosi wygrali tę wojnę na tym froncie. Ale…
Co mają z tym wspólnego te góry?
Ano tyle, że jeśli we wschodniej części frontu się bili, to i zachodniej części ktoś musiał pilnować. I tak, tu były same 3-tysięczniki, ale… Co jeśli któraś ze stron uzna, że – no dobra, może i byłoby ciężko się przez te przełęcze, lodowce i wysokie szczyty przebić, ale może to jest właśnie klucz do zwycięstwa?
Dlatego w latach 1914-1918 na okolicznych górach siedziało tysiące żołnierzy. Żadna ze stron nie odważyła się strategicznie prowadzić wojny na takich wysokościach, więc zarówno Włosi, jak i Austriacy po prostu siedzieli i czekali na ruch przeciwnika, raz po raz kąsając się wzajemnie w tyłek.
W tym czasie budowali forty, kopali tunele w skale, ziemi, ale i lodzie!, budowali małe miasteczka z drewna, kamieni i drabinek, robili zwiady, fortyfikowali się jeszcze bardziej. Sęk w tym, że to nie ludzie ludziom byli największym wrogiem, a natura.
Natura wrogiem
100 lat temu zimą na tych okolicznych szczytach temperatury spadały bagatela do -30°. Według obliczeń historyków, 2/3 ofiar tej Guerra Bianca, czyli Białej Wojny (tak nazywamy tę część IWŚ w tym regionie), zmarło nie w wyniku działań wojennych, a na skutek głodu, mrozu, lawin i chorób. To fatalny bilans, bo Ci ludzie umierali w wojnie… ale nie tle walcząc z wrogiem, a z naturą.
Anegdota, która najbardziej wryła mi się w pamięć opowiada o nieudanym ataku Włochów. Dostali rozkaz atakowania Austriaków i podjęli ten atak, ale Austriacy zdaje się doskonale o nim wiedzieli. Zajęli pozycje i wystrzelali Włochów jeden po drugim, gdy Ci utknęli brodząc w wysokim na 70cm śniegu. Tego samego wieczora Włosi poprosili o pozwolenie na odwrót, ale dowództwo im odmówiło. Zamiast tego, z rana mieli ponowić atak. Zdeterminowani Włosi byli gotowi podjąć to wyzwanie, ale w nocy większość z nich zmarła z powodu -20° mrozu. W te 2 dni Włosi zgłosili 897 ofiar, w tym około 300 z zimna.
Nowe odkrycia
Podczas tej wędrówki napotykamy wejścia do fortów i wędrujemy zboczem San Matteo, 3678m n.p.m.. Szczytu, na którym została stoczona „najwyższa” bitwa podczas całej I Wojny Światowej.
Klimat się ociepla. Topiące się lodowce odkrywają nowe tajemnice tych bitew. Przedmioty, amunicję, elementy umundurowania, a nawet zmumifikowane zwłoki tych, którzy zostali zginęli w lawinie, tzw. biała śmierć… Przeczytaj choćby ten artykuł o odnalezionych austriakach, listach miłosnych… A może sam wybierzesz się w Dolomity? Czasem na szlakach leżą jeszcze łuski…
Jeśli temat Cię zainteresował, zachęcam do poszukania przede wszystkim zdjęć „Guerra Bianca” choćby w Google. Zobaczysz armaty wciągane na linach, żołnierzy w okopach z ośnieżonymi szczytami w tle, labirynty wykute w lodowcach…
Przebieg trasy
Z Peio Fonti zygzakiem, mijając kolejne wejścia w zbocze…
Zbliżając się do Peio Fonti zakładamy już plecaki i prosimy kierowcę, by zatrzymał się na najbliższym przystanku. W szczycie doliny czeka na nas dużo lodu i mroźne powietrze, więc od razu zakładamy raczki. Dalej swoje kroki kierujemy w stronę jeziora di Pian Palù , choć po drodze mamy do znalezienia I-wojenny fort.
Na nieosłoniętej drzewami drodze bardzo mocno wieje, ale podmuchy uspokajają się, gdy zbliżamy się do wejścia do doliny del Monte. Tu podejmujemy decyzję, że rozpoczniemy wędrówkę południowym zboczem Punta Cadini i Rocca Santa Caterina. Dzięki temu wyjdziemy naprzeciw słońcu. W zimie jego promienie nie goszczą zbyt długo w tak osłoniętych dolinach, dlatego trzeba łapać każdy promień.
Mijamy leśny parking i idziemy zygzakiem w górę zbocza. Zanim zygzak się skończy, odbijemy na nieoznakowaną ścieżkę prowadzącą prosto do Fori della Grande Guerra. Na powyższej mapie poprowadziłam trasę oficjalnym szlakiem, bo z jakiegoś powodu aplikacja nie wykrywa jednej z dróg łączącej Fori della Grande Guerra z Pian de la Vegaia.
Im bliżej fortu, tym więcej jaskiń i wejść w skały mijamy. Spinając to z licznymi śladami zwierząt, krok sam się przyspiesza…
Fori della Grande Guerra i Pian de la Vegaia
Docieramy w końcu do cypelka w zboczu, a okoliczne skały zaczynają formować się w przemyślany, jakby, murek? Prędko dociera do nas, że to świetnie zachowane okopy z I Wojny Światowej. Daliśmy się nimi zaprowadzić kilkadziesiąt metrów dalej, aż do wejścia do całej fortyfikacji. Bardzo żałuję, że nie miałam czasu ani możliwości zwiedzić środka – muszę koniecznie wrócić tam latem.
Czas nas trochę goni, dlatego ruszamy dalej. Szlak wiedzie stromo w górę, a moja lokalizacja kompletnie rozbiega się z domniemanym przebiegiem szlaku. Docieramy w końcu na Pian de la Vegaia, czyli spokojną polankę. Nie ma tu zbyt wielu drzew, jest za to piękny widok na okoliczne góry, ławeczka i tablica informacyjna. Dowiaduję się z niej, że stoję właśnie na jednym, wielkim, ogromnym forcie.
Tę polanę, jako idealne miejsce na fort, namierzyli Austriacy jeszcze w 1800r w ramach programu umacniania swoich granic. Z jakiegoś powodu porzucili ten pomysł, ale w 1914r wrócili, by rozbudować fort do końca. W zasadzie nie był to fort, a małe miasteczko. Ta i okoliczne fortyfikacje mieściły koszary, szpital, więzienie, kościół, piekarnię, lokale naprawcze, składy amunicji, magazyny i pewnie wiele innych pomieszczeń rozmaitego przeznaczenia.
Fort był zdolny pomieścić i obsłużyć 600 ludzi.
Przez Valle degli Orsi i dalej w dół do jeziora di Pian Palù
Po dłuższej chwili zadumy ruszamy dalej. Ścieżką wijącą się delikatnie w górę wchodzimy na 1970m n.p.m. i mostem pokonujemy rzekę spływającą przyległą doliną del Orsi. Stąd już tylko w dół, w stronę jeziora di Pian Palù. Od dawna widać je na horyzoncie – otulone ośnieżonymi 3-tysięcznikami leży sobie cicho pod kołderką z lodu i śniegu. Gdybym nie miała mapy, pomyślałabym, że to ogromna, bardzo płaska polana.
Jezioro powstało najwyraźniej na skutek budowy ogromnej zapory, ale nie mam o niej żadnych ciekawych informacji. Skąd się tu wzięła? To znaczy, kto ją zbudował? Kiedy? Po co? Dlaczego zgromadzenie tej wody było ważne? Daj znać, jeśli się dowiesz!
Do jeziora schodzimy zygzakiem z szerokiej drogi i niemal natychmiast chowamy się w cieniu przeciwległych szczytów. Robi się zimno i późno, a my mamy jeszcze 4 kilometry w dół, ku ujściu z doliny del Monte.
Prosto w dół doliną del Monte
W Fontanino, miejscu-miasteczku zagnieżdżonym pod samą zaporą, znajduje się restauracja, parking, źródło wody, a nawet zadaszone miejsca wypoczynku.
Gdybym miała czas, z pewnością z tego miejsca wspięłabym się na przeciwległe zbocze, by dojść do kolejnego fortu, Barba di Fiori – ikony tej doliny. Jednak zimą dzień jest krótki, a nasz autobus niebawem odjedzie, dlatego zostawiamy ten szlak w strefie planów na lato i ruszamy prosto w dół.
Ta najniższa droga w dolinie to zwyczajna, niczym niewyróżniająca się asfaltowa droga. Zimą jest trochę oblodzona, ale wysypane na całej długości kamyczki dodają nam przyczepności i ułatwiają marsz. I tak, wspominając dzisiejszą wędrówkę „górą”, docieramy z powrotem do Peio Fonti, skąd autokar zabiera nas w dół, do Val di Sole.
Dla kogo jest ten szlak?
Spacer doliną Val del Monte w przedstawionym przeze mnie wariancie to typowy spacer górski. Mozolne wspinanie się po zygzakach i stromych zboczach wymaga kondycji, ale jeśli masz duży zapas czasu (np. latem) i nie musisz się spieszyć, możesz spróbować tu swoich sił nawet jeśli jesteś niedzielnym tuptusiem.
Zimą i wiosną szlaki mogą być oblodzone – koniecznie zabierz ze sobą raczki.
Ze względu na charakter szlaku nie przejedziesz tędy wózkiem lub z wózkiem. Pewny promyk nadziei na przyzwoity i szeroki szlak daje wyznaczony, „oficjalny” szlak. Przypominam – my poszłyśmy skrótem, i to przez to brnęłyśmy wąskim i oblodzonym przejściem do samego fortu.
Dlaczego warto?
Ze względu na tło historyczne, Val del Monte jest miejscem… wzruszającym, o ile pomyślisz o tych minionych bitwach tam na miejscu. Poza tym opisana wędrówka wije się szlakiem zagnieżdżonym u podnóża 3,5-tysięczników, co gwarantuje naprawdę zapierające dech w piersiach widoki.
Jak dojechać?
Jeśli podróżujesz autem, najlepiej zostawić je na parkingu u wylotu Val del Monte (z Peio Fonti na zakręcie odbijasz w al del Monte. Parking będzie po prawej, 1,3km od skrętu. Możesz zostawić tu auto i wrócić do niego po zrobieniu pętli.
Jeśli nie jesteś zmotoryzowany, nic straconego, postaw na transport publiczny! Val di Sole jest nieźle skomunikowane z innymi dolinami, a nawet ze stolicą regionu, dzięki czemu możesz sprawnie poruszać się po okolicy pociągami i autokarami. O transporcie w Trentino pisałam w osobnym poście. W przypadku omawianej wycieczki po Val di Pejo i al del Monte, wysiadłam na przystanku Pejo-Fonti i z tego samego przystanku szukała autokaru powrotnego.
Przydatne informacje
- jesteś na terenie włoskich Dolomitów grupy Ortles – panują tu inne warunki, niż w polskich górach. Upewnij się co do pogody i stanu szlaku oraz zanotuj numery lokalnych służb medycznych, zanim wyruszysz w drogę! Dbaj o swoje bezpieczeństwo!
- wędrujesz granicą Parco Nazionale dello Stelvio – to obszar chroniony, jesteś tu tylko gościem! Więcej informacji o parku znajdziesz na ich stronie – PARCONAZIONALE-STELVIO.IT
- wstęp jest bezpłatny – zarówno dla Ciebie, jak i dla Twoich psów
- trzymaj psy na smyczy! Ten Park to ostoja wielu dzikich, typowo alpejskich zwierząt (kozice, koziorożce…), ale także wilka, rysia, świstaka czy orła przedniego – populacja dwóch ostatnich jest w tej okolicy, cóż, imponująca!
- jeśli masz czas i siły, możesz przedłużyć wycieczkę o Fort Barba di Fiori znajdujący się na przeciwległym zboczu doliny
Słowniczek włosko-polski
Na potrzeby Twojego przyszłego wyjazdu do Włoch i zrozumienia niektórych słów z alpejskich postów!
- val – dolina
- Dolomiti – Dolomity
- Trentino Alto-Adige – rejon Trydent Górna-Adyga
- Trento – Trydent
- parco nazionale – park narodowy
- parco naturale – park krajobrazowy
- cascate – wodospad
- malga – chata
- doss – miejsce noclegowe
- sentiero – szlak
- Guerra Bianca – Biała Wojna (część I Wojny Światowej zlokalizowana w rejonie Dolomitów)
- sciopero – strajk
- ferrovia – kolej szynowa
- funivia – kolejki ogólnie
- cabinovia – kolejka gondolowa
- seggiovia – kolejka krzesełkowa
- torrente – potok
I tyle!