Apteczka dla psa na wyjazdy to jeden z podstawowych elementów wyposażenia mojego plecaka. Nie wyobrażam sobie wyjść bez apteczki nawet na zwykły spacer z psami. Zawsze jest gotowa do użycia i zabrania gdziekolwiek ruszam. Przydała nam się już nie raz, bo przypadki chodzą po ludziach… i pieskach. Co dokładnie się w niej kryje?
Apteczka, którą Ci dziś pokażę to wynik zbierania wieloletnich doświadczeń. Przez lata wylatywały z niej zbędne i nadprogramowe ilości leków, bandaży, różnych plastrów czy nożyczek. Nauczyłam się czego tak naprawdę potrzebuję i jakie kontuzje najczęściej nam się przydarzają. Dopasowanie to klucz do skuteczności apteczki.
W tym poście znajdziesz...
Dopasowanie apteczki do potrzeb
A co robię i do czego mam ją dopasować? To pierwszy krok budowania apteczki – też się nad tym zastanów! Ja wędruję po szlakach oddalonych o maksymalnie 2-3 godziny marszu od najbliższej wsi, miasteczka lub schroniska górskiego. Towarzyszą mi psy, które też łapią różne kontuzje. Jestem mocno uzależniona od pogody, która jest zmienna – od śniegu czy deszczu po pełne słońce. Po drodze mogę spotkać podobnych do mnie wędrowców. Nie wspinam się (ani tak z uprzężą, ani podejmując np. skrót) i przebywam na stosunkowo niskich, „normalnych” wysokościach.
Z takim kompletem informacji wiem już, że NA MÓJ UŻYTEK w apteczce muszę mieć rozwiązanie na:
- skaleczenia, obtarcia
- zwichnięcia, skręcenia, doraźnie na złamania
- odciski, pęcherze
- zaprószenia oczu trawą, pyłem, piachem
- przeziębienie, spadek odporności
- ból, biegunkę, wymioty
- wyziębienie lub przegrzanie
- wyposażenie do obsługi tego wszystkiego – rękawiczki, dezynfekcja, nożyczki…
- oraz indywidualne leki przyjmowane na stałe

Zawartość apteczki dla psa
Wspólna apteczka dla psa i człowieka
Nie noszę osobnej apteczki dla mnie i osobnej dla psów. Przy moim trybie podróżowania byłoby to zbędne zużycie miejsca i wagi plecaka. Zamiast tego ułożyłam swoją apteczkę tak, byśmy z psami mogli korzystać z niej wspólnie, choć z zachowaniem pewnej ostrożności. Oprócz bandaży, kompresów, plastrów, nożyczek czy pęsety, o których jeszcze wspomnę, są w niej jeszcze leki i to ich dotyczy ta szczególna ostrożność.
System lekarstw w apteczce
Dobieranie i dawkowanie leków to rola weterynarza, a nie wujka Google. Budując swoją apteczkę skonsultuj się z zaufanym weterynarzem, który pokieruje Cię w tej kwestii.
Leki dla psa w podróży to trudny temat, bo z jednej strony w górach i odcięciu do świata chciałabym mieć pod ręką wszystko, co pomoże moim psom. Początkowo dobierałam leki tak, by większość z nich była bezpieczna i dla mnie, i dla psów (np. węgiel aktywny na żołądek albo od biedy przeciwbólowa pyralgina). To był ślepy strzał i takie rozwiązanie na niewiele się zdało. W praktyce okazuje się, że paradoksalnie, mimo chęci uproszenia sprawy, ta się tylko dodatkowo komplikuje. Bo ile mam wziąć węgla aktywnego, jeśli zatruję się ja i jeden z moich psów, a to się je często i garściami? Co mam podać psu i sobie by skutecznie zahamować biegunkę u obojga? A leki przeciwbólowe? Psom podam je w absolutnej ostateczności, podczas gdy na mnie taka pyralgina nie zadziała i potrzebuję raczej ibuprofenu max pro super rach ciach.
Poza tym, niewiele leków faktycznie przydaje się psu w podróży, które ja uskuteczniam.
Kiedy wędruję stosunkowo blisko wsi, miasteczek i schronisk górskich, to liczę, że właśnie tam uzyskam pomoc w przypadku drobnych urazów i niedyspozycji, a w obliczu kryzysowych sytuacji – na przykład ciężkich złamań lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia – mogę sięgnąć po pomoc GOPRu.
Nie mam więc po co przesadzać ani z łączeniem leków, liczeniem każdego grama i zejściem z wagi na siłę kosztem rozsądku i bezpieczeństwa… ani targać całego arsenału małego medyka, by być gotowym na każdą ewentualność. Apteczka dla psa i dla człowieka – osobna czy nie – musi być dobrze zbalansowana.
Dobór leków dla psa w podróż
Kierując się tym doświadczeniem teraz zabieram różne typy leków – i psie, i ludzkie, na różne dolegliwości.
Moje psy mają swoje leki osłonowe na żołądek, na biegunkę, na pożarcie czegoś niejadalnego, czy ten węgiel na zatrucia. Ja mam swój lek na biegunkę, na spadek odporności, na wymioty…
Leki dedykowane lub kategorycznie zabronione psom są dodatkowo wyraźnie oznaczone, by nie pomylić ich w kryzysowej sytuacji.
Ewentualne leki oraz – co najważniejsze! – dawkowanie ich, pomoże Ci dobrać weterynarz, którego warto odwiedzić przed wyjazdem. On również podpowie Ci jakie dolegliwości mogą dokuczać Twojemu psu w podróży, choć najprawdopodobniej sprowadzi się to do zeżarcia czegoś niejadalnego lub zatruć (biegunka, wymioty), wsadzenia pyska nie tam gdzie trzeba (urazy oczu, nosa, zaprószenia pyłem, piaskiem) i feralnego postawienia łapki lub upadku (urazy fizyczne – skręcenia, złamania, obtarcia).
Weterynarz na trasie
Z każdym poważniejszym urazem i tak należy jak najszybciej dostać się do weterynarza, dlatego warto przed wyjazdem, oprócz wyposażenia apteczki, zadbać o dwie informacje.
- kontakt do Twojego weterynarza, który zna psa i wie o Waszej podróży, a który będzie mógł telefonicznie udzielić Wam porady
- adresy i kontakty do pobliskiego i/lub zaufanego weterynarza w okolicy, do której zmierzasz lub na trasie, którą będziesz pokonywał

Moja apteczka dla psa i dla mnie
W tym miejscu jeszcze raz podkreślę – potraktuj poniższą listę jako inspirację lub punkt wyjścia, a nie ostateczny zestaw dla Ciebie! Prawie na pewno będziesz potrzebować coś do niej dodać, czegoś wziąć więcej, czegoś mniej, a coś innego całkiem wyrzucić.
RÓŻNE I NARZĘDZIA
- książeczki zdrowia/paszporty,
- ulotki o resuscytacji psa,
- kontakty do weta, służb (także w telefonie)
- rękawiczki jednorazowe (czystość, komfort grzebania w ranie, zmniejszenie ryzyka zarażenia się czymś przez krew gdyby przyszło nam przypadkiem ratować innego człowieka lub psa)
- jednorazowa maseczka resuscytacyjna (dla ludzi)
- kleszczołapka
- nożyczki z zaokrąglonymi końcami (do manewrowania przy opuszkach, cięcia bandaży, wycinania zakrwawionej lub zaropiałej sierści w razie wypadku – mam też multitoola ale wiadomo, jak pies się szarpie to zaokrąglone lepsze a są lekkie)
- mały pilniczek
- igła i nitka
WSPÓLNE – część właściwa
- octaseptal albo inny środek do dezynfekcji
- folia NRC
- kompresy jałowe
- chusteczka dekontaminacyjna (przeciwdziałająca skutkom gazu pieprzowego, bo noszę ze sobą gaz),
- pasta/maść cynkowa (antyseptyczna)
- ampułka lub dwie NaCl
DLA PSÓW
- strzykawka do podawania leków (bez igły, mówię o podawaniu np płynnych leków psu który nie chce pić)
- plastikowy/drewniany/mały grzebień z gęsto rozstawionymi ząbkami – świetny do przeczesywania sierści z owadów, insektów, ale czasem i rozczesywania błota
- leki typowe dla psów:
- specyfik antybiegunkowy
- tribiotic w saszetkach – antybiotyk przeciwbakteryjnie na rany, oparzenia, zadrapania
- leki, które Fibi przyjmuje na stałe
- siemię lniane
DLA MNIE
- leki ludzkie (tylko dla mnie):
- gripex (przeziębienie), neofuragina (problemy z układem moczowym, np lekkie zapalenie lub przewianie), laremid (biegunka), strepsils (gardło, przewianie), wybrany lek przeciwbólowy, maść na odparzenia typu sudocrem – ta lista zmienia się w zależności od warunków wyjazdu
- leki, które przyjmuję na stałe
- plastry zwykłe i na metr, steristrip (plaster do ściągania ran), plaster na odciski, krótki kawałek kinesiotejpa
BANDAŻE
- w osobnym woreczku, żeby był łatwy dostęp: zestaw na bandażowanie łap: wata, gaziki niejałowe lub jałowe, bandaż zwykły, bandaż kohezyjny / flex / funflex
Niektórych elementów brak na zdjęciach (nożyczki, ampułka NaCl, igła z nitką, siemię lniane, sudocrem, gripex – bo akurat wyszły :)).
Wszystkie leki i składniki apteczki służą przetrwaniu, a nie wyleczeniu.
Jeśli moje psy wykazują poważne objawy, np. wymioty, biegunka, osłabienie, brak równowagi, problemy z oddychaniem, krwawienie – nie liczę na to, że moja podręczna apteczka dla psa je uzdrowi. Zawijam manatki i udaję się do weterynarza. Ma on nie tylko ma specjalistyczną wiedzę, ale też narzędzia, którymi dużo skuteczniej pomoże psu niż ja swoimi domowymi sposobami (np. kroplówka).
Dostępność i przystępność apteczki
Pamiętaj, aby apteczka i jej zawartość była czytelna nie tylko dla Ciebie, ale i osób postronnych. Zadbaj, by każdy lek był podpisany z datą ważności. Apteczkę trzymaj w miejscu łatwo osiągalnym dla Ciebie i innych. Prościej powiedzieć, że apteczka „jest w górnej klapie”, niż „tam w takiej kieszeni, największej od przodu, na dole, pod orzeszkami”.

Resuscytacja
Zapomnianą, zaniedbaną i kompletnie niedocenioną w Polsce umiejętnością jest wykonywanie resuscytacji na ludziach. Coś tam się tego uczymy, a potem już nikt nie czuwa nad regularnym odświeżeniem tej wiedzy. Nie wiem jak Wy – ja byłam uczona w szkole: 30 uciśnięć, 2 wdechów. Ręce na mostku i w rytm Bee Gees. No i tyle. Tyle musi nam wystarczyć. Pi razy drzwi każdy wie na czym to polega.
Miałam przyjemność uczestniczyć kiedyś w szkoleniu z GOPR z udzielania pierwszej pomocy. Dzięki fantomowi połączonemu z aplikacją mierzącą efektywność uciśnięć wszyscy uczestnicy szkolenia sprawdzili, że wykonywać uciśnięcia, a POPRAWNIE wykonywać uciśnięcia to dwie różne bajki. Moja efektywność w pierwszym podejściu wyniosła 56%. Czyli gdybyście przy mnie zasłabli, to macie tak 50:50 szans, że byście wyszli z tego żywi. Na szczęście potem poprawiłam ten wynik do zadowalającego poziomu. Wyszłam stamtąd z dwoma wnioskami: po pierwsze, te skromne przebąkiwania, których uczą nas w szkołach są niewiele warte. Po drugie: 50% szans to wciąż lepiej niż 0%. Więc faktycznie, nawet jeśli nie masz pewności co i jak – lepiej działać, niż całkowicie zaniechać pomocy.
Resuscytacja psa
A ilu z nas potrafi wykonywać resuscytację psa? Może zdarzyć się, że pies się podtopi (pozdrawiam, Fibi), zachłyśnie, zadławi, przegrzeje, zostanie potrącony, zareaguje alergicznie na użądlenie lub inny czynnik… Przypadki chodzą po pieskach.
Schemat resuscytacji psa jest podobny co podczas resuscytacji ludzi – zabezpiecz siebie i poszkodowanego, wezwij pomoc, działaj. Udrożnij drogi oddechowe, przewróć psa na prawy bok, by „odsłonić” serce i przystąp do masażu.
W zależności od wielkości psa, resuscytację wykonuje się podobnie – 20 uciśnięć w lewy bok klatki piersiowej (tam jest serce), 2 wdechy przez nos (tylko tyle, by klatka piersiowa się uniosła). W rytm Bee Gees – Stayin’ Alive.
Ta, ta, ta, ta…. stayin’ alive, stayin’ alive… 🎶
Mniejsze psy podobnie jak u dzieci – jedną ręką. Szczeniaki jak niemowlęta – palcami i bez wdechów, by nie uszkodzić płuc.
Jeśli chcesz nabrać w tym wprawy, poszukaj szkolenia z pierwszej pomocy dla psów. Są organizowane przez różne niezależne instytucje (weterynarzy, ekostraż, fundacje itd). Tak jak napisałam, schemat różni się ilością wdechów i ucisków, dlatego warto indywidualnie dokształcić się w tym temacie.

Lepiej zapobiegać, niż leczyć
Ja o siebie w podróży to dbam tak średnio. Ja wiem, że jak przeforsuję organizm, to spadnie mi odporność i mogę na następny dzień trochę posmarkiwać. Wiem wtedy ile mam siły i czy dam radę zrobić kolejny odcinek szlaku. Sama ze sobą, to sobie mogę tę strunę naciągać.
Co innego z psami. Wy pewnie macie tak samo, że ilekroć coś dzieje się Waszemu psu, to jest to wydarzenie bardzo stresujące i trochę poza naszą kontrolą. Dlatego wolę zapobiegać, niż leczyć.
- pilnuję, by gałgany niczego nie zeżarły, nie goniły owadów ani ptaków – mam serio oczy dookoła głowy; idąc przed siebie po skalistym i słonecznym terenie monitoruję teren 3-4 metry przed nami wypatrując wylegujących się w cieple żmij, co by ich nie nadepnąć
- wyposażyłam psy w szelki, które w razie czego amortyzują szarpnięcia lub upadki i pozwalają podnieść psa, by pomóc mu pokonać przeszkodę
- nie pozwalam psu biegać na wariata po lesie, chodzimy głównie na smyczy i to dość jednostajnym tempem
- dbam o regularność karmienia. Karmię małymi porcjami (3x dziennie) i nie podaję niesprawdzonych wynalazków, by nie obciążać układu pokarmowego i nie dawać mu pretekstu do rozstroju
- nie stresuję psa i dbam też o swój nastrój. Stres i wysiłek = prosta droga do biegunki, poza tym moje emocje wpływają na psy.
- nie przemęczam psów, mierzę siły na zamiary oraz dopasowuję trasę do psa i pogody, by nie narażać gagatków na spadki odporności ani uraz
A poza tym…
- stosuję dopasowane ubrania dla psów i zakładam je w razie konieczności (Fibi i Krakers inaczej odczuwają zimno); unikam przemoczenia i przewiania psów; dbam o ich komfort termiczny także w nocy pod namiotem
- w upalne dni dbam o odpowiednie nawodnienie i wspieram psy izotonikiem
- w zimne dni zwiększam kaloryczność posiłków naturalnymi przysmakami
- dbam, by karma którą jedzą była dobrze strawna
- codziennie po trekkingu robię psom masaż całego ciała, żeby dać mięśniom inne bodźce niż dostawały przez cały dzień (to fajnie buduje relację z pieskami też)
I pewnie jest tego więcej, niż części składowych mojej apteczki, ale jak mówiłam – wolę zapobiegać, niż stresować się pośrodku głuszy. Ostatecznie jednak, wydaje mi się, że i tak nie na wszystkie sytuacje możemy się przygotować i pomimo naszych starań, te pieski albo natura i tak nas czymś zaskoczy. W końcu każda aktywność ma swoje ryzyko…
Kontakty z dzikimi zwierzętami i lokalnymi psami
Całkiem inną sprawą są leki na ukąszenia różnych kąsicieli (owady i żmije) oraz bliskie spotkania z dziką zwierzyną i lokalnymi psami, które – w skrajnych przypadkach, jak sądzę – mogą nam psa uszkodzić (pokopać, pogryźć).
Osobiście nie posiadam w apteczce leków niwelujących działanie jadu owadów, bo moje psy nie gonią owadów, nie prowokują ich i przez 13 lat nie miałam problemów z ukąszeniami. Niewykluczone, że sezonowo (latem) zainteresuję się sprawą. Jeśli masz dobry kontakt z weterynarzem, to możesz wziąć od niego leki sterydowe na zapas, wraz z zaleceniami dawkowania. Z kolei w przypadku ukąszenia przez żmiję, i tak należy jak najszybciej znaleźć się z psem u weterynarza. Antytoksyna/antidotum na jej jad nie jest w Polsce dostępne od ręki, a już na pewno nie „na wynos”. Poza tym, jest bardzo droga (kilkaset złotych) i ma bardzo krótki termin ważności, więc noszenie jej w apteczce i tak mija się z celem.
Dlatego ponownie, jako najskuteczniejsze lekarstwo uważam zapobieganie kontaktom psa z dziką zwierzyną oraz poznanie jej nawyków, zachowań i upodobań.

Żmije
Żmije lubią wylegiwać się na nasłonecznionych skałkach, nawet na środku ścieżki. Jak pisałam wyżej, nie pozwalam psom schodzić ze szlaku i wyglądam na 3-4 metry przed idącym psem. W historii naszych wędrówek kilkukrotnie spotykaliśmy żmije. Wylegiwały się na szlaku i uciekały nam spod nóg i łap. Mieliśmy szczęście, że nikt z nas w nie nie wdepnął – to sprowokowałoby je do ucieczki lub ataku.
Wilki, jelenie i inni leśni mieszkańcy
Nie obawiam się wilków, stad jeleni które czasem wypadają z lasu przecinając drogę, dzików i innych większych zwierząt. One wiedzą o mojej obecności lepiej, niż ja o nich. Nie łakną kontaktu z człowiekiem, więc staram się zawczasu kulturalnie poinformować je o swojej obecności. Rozmawiam z psami, opowiadam im o tym co widzimy, śpiewam sobie pod nosem. Nie jestem głośno, nie krzyczę, ale regularnie zaznaczam swoją ludzką obecność. Poza tym, poruszając się szlakiem, idę trasą uczęszczaną przez wielu innych ludzi. Nie zbaczam z niego, bo wiem, że zwierzęta nie są głupie i póki tu mieszkają, póty wiedzą, że na tej drodze można spotkać człowieka.
Aby nie dawać im pretekstu do podejścia, stosuję jeszcze kilka zasad bezpieczeństwa.Staram się chować jedzenie (moje i psów) do szczelnych toreb, dojadać wszystko do końca tego samego dnia (np. nie zostawiać pasztetu na następny dzień, wsadzając go na noc do torebki przy namiocie) i zabierać ze sobą wszystkie śmieci (by nie sugerować zwierzętom, że zapach człowieka ma im się kojarzyć z jedzeniem).
Lokalne psy
Najbardziej obawiam się lokalnych psów, które – chcąc bronić gospodarstwa i czego nie mam im za złe – bywają skrajnie bezczelne. Szczekają już z daleka, niektóre wybiegają z pędem na przybyszów (czyli, kurde, na nas), podchodzą bardzo blisko i próbują nas zaczepiać.
Między innymi na takie okazje mam ze sobą gaz pieprzowy (Fox Labs Mean Green i chusteczka dekontaminacyjna w apteczce), ale to ostateczność. Przede wszystkim operuję kijkami, które zwiększają zasięg moich ramion. Do tego zawsze skracam smycz, by mieć psy przy sobie. W kryzysowych sytuacjach biorę Fibi na ręce, by poruszać się szybciej. Niezależnie od sytuacji, poruszam się po łuku, ale jak najszybszą trasą, odważnym, zdecydowanym i spokojnym krokiem.
Ah, oby nam to wszystko nigdy nie było potrzebne. Zdrowia i bezpiecznie tam!