Apteczka dla psa na wyjazdy to jeden z podstawowych elementów wyposażenia mojego plecaka. Nie wyobrażam sobie wyjść bez apteczki nawet na zwykły spacer z psami. Zawsze jest gotowa do użycia i zabrania gdziekolwiek ruszam. Przydała nam się już nie raz, bo przypadki chodzą po ludziach… i pieskach. Co dokładnie się w niej kryje?
Apteczka, którą Ci dziś pokażę to wynik zbierania wieloletnich doświadczeń. Przez lata wylatywały z niej zbędne i nadprogramowe ilości leków, bandaży, różnych plastrów czy nożyczek. Nauczyłam się czego tak naprawdę potrzebuję i jakie kontuzje najczęściej nam się przydarzają. Dopasowanie to klucz do skuteczności apteczki!
Możesz też przesłuchać tego odcinka na Spotify lub YouTube.
W tym poście znajdziesz...
Dopasowanie apteczki do potrzeb
Według mnie, apteczka ma sens tylko wtedy:
- gdy jest dopasowana do naszych potrzeb
- gdy wiemy, że ma ona za zadanie tylko i aż pomóc nam uratować się tu i teraz, zanim otrzymamu specjalistyczną pomoc
- gdy wiemy jak wykorzystać poszczególne jej elementy
A co robię i do czego mam ją dopasować? To pierwszy krok budowania apteczki – też się nad tym zastanów! Ja wędruję po szlakach oddalonych o maksymalnie 2-3 godziny marszu od najbliższej wsi, miasteczka lub schroniska górskiego. Towarzyszą mi psy, które też łapią różne kontuzje. Jestem mocno uzależniona od pogody, która jest zmienna – od śniegu czy deszczu po pełne słońce. Po drodze mogę spotkać podobnych do mnie wędrowców. Nie wspinam się (ani tak z uprzężą, ani podejmując np. skrót) i przebywam na stosunkowo niskich, „normalnych” wysokościach.
Z takim kompletem informacji wiem już, że NA MÓJ UŻYTEK w apteczce muszę mieć rozwiązanie na:
- skaleczenia, obtarcia
- zwichnięcia, skręcenia, doraźnie na złamania
- odciski, pęcherze
- zaprószenia oczu trawą, pyłem, piachem
- przeziębienie, spadek odporności
- ból, biegunkę, wymioty
- wyziębienie lub przegrzanie
- wyposażenie do obsługi tego wszystkiego – rękawiczki, dezynfekcja, nożyczki…
- oraz indywidualne leki przyjmowane na stałe
Gotowa apteczka dla psa czy skompletowana samodzielnie?
Żeby apteczka była przydatna, to musimy wiedzieć jak z niej korzystać, a nie tylko kupić i wrzucić do plecaka, wierząc że garść bandaży, nożyczki i kleszczołapka uratują nad przed tym wszystkim, o czym nawet nie pomyśleliśmy.
Nie mówię, że gotowe apteczki są złe – moja pierwsza apteczka też była kupna, chociaż była szalenie uboga i nie wiem jak wtedy mogłam myśleć, że przyda mi się do czegokolwiek poza wyjęciem kleszcza.
Są też apteczki, które powstają teraz, które są dedykowane dla psów i są tworzone przez ludzi, którzy znają się na podróżowaniu z psem i wiedzą, co może się przydać. One są dobrze wyposażone i są naprawdę dobrą podstawą, ale – no właśnie – podstawą, bo będzie tam tylko takie wyposażenie jak bandaże, nożyczki, pęsety, folia nrc czy termometr i mooooże NaCl przy dbrych wiatrach. W gotowych apteczkach nie ma jednak leków i specyfików, które chcielibyśmy ze sobą mieć. Na przykład octeniseptu/oktaseptalu, maści, leków przeciwbólowych, na biegunkę, itd. Tych rzeczy nie będzie, bo to leki, a sprzedaż leków wymaga koncesji i tak czy siak będziemy musieli się w nie wyposażyć.
I żebyśmy się dobrze zrozumieli – może to nawet i lepiej, że w apteczkach nie ma takich rzeczy, bo wiadomo, że nie każdy może przyjmować każdy lek tego typu. I ostatecznie, i tak musimy dopasować coś pod siebie.
Po prostu, warto pamiętać, że kupno gotowej apteczki nierzadko nie wystarczy, by pokryć pełne zapotrzebowanie na ewentualne fakapy.
Zawartość apteczki dla psa
Wspólna apteczka dla psa i człowieka
Nie noszę osobnej apteczki dla mnie i osobnej dla psów. Przy moim trybie podróżowania byłoby to zbędne zużycie miejsca i wagi plecaka. Zamiast tego ułożyłam swoją apteczkę tak, byśmy z psami mogli korzystać z niej wspólnie, choć z zachowaniem pewnej ostrożności. Oprócz bandaży, kompresów, plastrów, nożyczek czy pęsety, o których jeszcze wspomnę, są w niej jeszcze leki i to ich dotyczy ta szczególna ostrożność.
System lekarstw w apteczce
Leki dla psa w podróży to trudny temat, bo z jednej strony w górach i odcięciu do świata chciałabym mieć pod ręką wszystko, co pomoże moim psom. Początkowo dobierałam leki tak, by większość z nich była bezpieczna i dla mnie, i dla psów (np. węgiel aktywny na żołądek albo od biedy przeciwbólowa pyralgina). To był ślepy strzał i takie rozwiązanie na niewiele się zdało. W praktyce okazuje się, że paradoksalnie, mimo chęci uproszenia sprawy, ta się tylko dodatkowo komplikuje. Bo ile mam wziąć węgla aktywnego, jeśli zatruję się ja i jeden z moich psów, a to się je często i garściami? Co mam podać psu i sobie by skutecznie zahamować biegunkę u obojga? A leki przeciwbólowe? Psom podam je w absolutnej ostateczności, podczas gdy na mnie taka pyralgina nie zadziała i potrzebuję raczej ibuprofenu max pro super rach ciach.
Poza tym, niewiele leków faktycznie przydaje się psu w podróży, które ja uskuteczniam.
Kiedy wędruję stosunkowo blisko wsi, miasteczek i schronisk górskich, to liczę, że właśnie tam uzyskam pomoc w przypadku drobnych urazów i niedyspozycji, a w obliczu kryzysowych sytuacji – na przykład ciężkich złamań lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia – mogę sięgnąć po pomoc GOPRu.
Nie mam więc po co przesadzać ani z łączeniem leków, liczeniem każdego grama i zejściem z wagi na siłę kosztem rozsądku i bezpieczeństwa… ani targać całego arsenału małego medyka, by być gotowym na każdą ewentualność. Apteczka dla psa i dla człowieka – osobna czy nie – musi być dobrze zbalansowana.
Dobór leków dla psa w podróż
Kierując się tym doświadczeniem teraz zabieram różne typy leków – i psie, i ludzkie, na różne dolegliwości.
Moje psy mają swoje leki osłonowe na żołądek, na biegunkę, na pożarcie czegoś niejadalnego, czy ten węgiel na zatrucia. Ja mam swój lek na biegunkę, na spadek odporności, na wymioty…
Leki dedykowane lub kategorycznie zabronione psom są dodatkowo wyraźnie oznaczone, by nie pomylić ich w kryzysowej sytuacji.
Ewentualne leki oraz – co najważniejsze! – dawkowanie ich, pomoże Ci dobrać weterynarz, którego warto odwiedzić przed wyjazdem. On również podpowie Ci jakie dolegliwości mogą dokuczać Twojemu psu w podróży, choć najprawdopodobniej sprowadzi się to do zeżarcia czegoś niejadalnego lub zatruć (biegunka, wymioty), wsadzenia pyska nie tam gdzie trzeba (urazy oczu, nosa, zaprószenia pyłem, piaskiem) i feralnego postawienia łapki lub upadku (urazy fizyczne – skręcenia, złamania, obtarcia).
Weterynarz na trasie
Z każdym poważniejszym urazem i tak należy jak najszybciej dostać się do weterynarza, dlatego warto przed wyjazdem, oprócz wyposażenia apteczki, zadbać o dwie informacje.
- kontakt do Twojego weterynarza, który zna psa i wie o Waszej podróży, a który będzie mógł telefonicznie udzielić Wam porady
- adresy i kontakty do pobliskiego i/lub zaufanego weterynarza w okolicy, do której zmierzasz lub na trasie, którą będziesz pokonywał
Moja apteczka dla psa i dla mnie
W tym miejscu jeszcze raz podkreślę – potraktuj poniższą listę jako inspirację lub punkt wyjścia, a nie ostateczny zestaw dla Ciebie! Prawie na pewno będziesz potrzebować coś do niej dodać, czegoś wziąć więcej, czegoś mniej, a coś innego całkiem wyrzucić.
Różne narzędzia i przydasie
- książeczki zdrowia/paszporty
- ulotki o resuscytacji psa
- kontakty do weta, służb (także w telefonie)
- kleszczołapka
- nożyczki z zaokrąglonymi końcami
- mały pilniczek
- igła i nitka
- rękawiczki jednorazowe
- jednorazowa maseczka resuscytacyjna (dla ludzi)
- termometr
- nić dentystyczna
- pęseta
- strzykawka do podawania leków
- folia NRC
- sterylny pojemnik na mocz
- prezerwatywa
- mały grzebyk z gęstymi ząbkami
- 1 tampon
Plastry i bandaże
- plastry zwykłe/na metr
- steristrip
- plastry na odciski
- krótki kawałek kinesiotape
- przylepiec
- wata
- bandaż dziany zwykły
- opaska elastyczna z zapinką
- bandaż kohezyjny/flex/funflex
Leki stricte dla człowieka
- leki, które przyjmuje na stałe w ilości na cały wyjazd
- coś na przeziębienie
- coś na zapalenie pęcherza/dróg moczowych
- coś przeciwbólowego
- coś na gardło
- coś na biegunkę
- coś na odparzenia skóry
Leki stricte dla psów – do uzgodnienia z weterynarzem
- leki, które przyjmują na stałe w ilości na cały wyjazd
- coś na biegunkę (np. Carobin, BentoActive)
- coś osłonowego na układ pokarmowy
- ew. lek na ukąszenia (do uzgodnienia z wetem)
Leki, środki, specyfiki
- środek do dezynfekcji (np. octaseptal)
- kompresy jałowe
- gaziki niejałowe
- chusteczka neutralizująca działanie gazu pieprzowego
- pasta/maść cynkowa
- ampułki NaCl
- tribiotic w saszetkach
- siemię lniane
- nadmanganian potasu (opiłki)
- maść z wit. A
Wszystkie leki i składniki apteczki służą przetrwaniu, a nie wyleczeniu.
Jeśli moje psy wykazują poważne objawy, np. wymioty, biegunka, osłabienie, brak równowagi, problemy z oddychaniem, krwawienie – nie liczę na to, że moja podręczna apteczka dla psa je uzdrowi. Zawijam manatki i udaję się do weterynarza. Ma on nie tylko ma specjalistyczną wiedzę, ale też narzędzia, którymi dużo skuteczniej pomoże psu niż ja swoimi domowymi sposobami (np. kroplówka).
Dostępność i przystępność apteczki
Pamiętaj, aby apteczka i jej zawartość była czytelna nie tylko dla Ciebie, ale i osób postronnych. Zadbaj, by każdy lek był podpisany z datą ważności. Apteczkę trzymaj w miejscu łatwo osiągalnym dla Ciebie i innych. Prościej powiedzieć, że apteczka „jest w górnej klapie”, niż „tam w takiej kieszeni, największej od przodu, na dole, pod orzeszkami”.
Resuscytacja
Zapomnianą, zaniedbaną i kompletnie niedocenioną w Polsce umiejętnością jest wykonywanie resuscytacji na ludziach. Coś tam się tego uczymy, a potem już nikt nie czuwa nad regularnym odświeżeniem tej wiedzy. Nie wiem jak Wy – ja byłam uczona w szkole: 30 uciśnięć, 2 wdechów. Ręce na mostku i w rytm Bee Gees. No i tyle. Tyle musi nam wystarczyć. Pi razy drzwi każdy wie na czym to polega.
Miałam przyjemność uczestniczyć kiedyś w szkoleniu z GOPR z udzielania pierwszej pomocy. Dzięki fantomowi połączonemu z aplikacją mierzącą efektywność uciśnięć wszyscy uczestnicy szkolenia sprawdzili, że wykonywać uciśnięcia, a POPRAWNIE wykonywać uciśnięcia to dwie różne bajki. Moja efektywność w pierwszym podejściu wyniosła 56%. Czyli gdybyście przy mnie zasłabli, to macie tak 50:50 szans, że byście wyszli z tego żywi. Na szczęście potem poprawiłam ten wynik do zadowalającego poziomu. Wyszłam stamtąd z dwoma wnioskami: po pierwsze, te skromne przebąkiwania, których uczą nas w szkołach są niewiele warte. Po drugie: 50% szans to wciąż lepiej niż 0%. Więc faktycznie, nawet jeśli nie masz pewności co i jak – lepiej działać, niż całkowicie zaniechać pomocy.
Resuscytacja psa
A ilu z nas potrafi wykonywać resuscytację psa? Może zdarzyć się, że pies się podtopi (pozdrawiam, Fibi), zachłyśnie, zadławi, przegrzeje, zostanie potrącony, zareaguje alergicznie na użądlenie lub inny czynnik… Przypadki chodzą po pieskach.
Schemat resuscytacji psa jest podobny co podczas resuscytacji ludzi – zabezpiecz siebie i poszkodowanego, wezwij pomoc, działaj. Udrożnij drogi oddechowe, przewróć psa na prawy bok, by „odsłonić” serce i przystąp do masażu.
W zależności od wielkości psa, resuscytację wykonuje się podobnie – 20 uciśnięć w lewy bok klatki piersiowej (tam jest serce), 2 wdechy przez nos (tylko tyle, by klatka piersiowa się uniosła). W rytm Bee Gees – Stayin’ Alive.
Ta, ta, ta, ta…. stayin’ alive, stayin’ alive… 🎶
Mniejsze psy podobnie jak u dzieci – jedną ręką. Szczeniaki jak niemowlęta – palcami i bez wdechów, by nie uszkodzić płuc.
Jeśli chcesz nabrać w tym wprawy, poszukaj szkolenia z pierwszej pomocy dla psów. Są organizowane przez różne niezależne instytucje (weterynarzy, ekostraż, fundacje itd). Tak jak napisałam, schemat różni się ilością wdechów i ucisków, dlatego warto indywidualnie dokształcić się w tym temacie.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć
Ja o siebie w podróży to dbam tak średnio. Ja wiem, że jak przeforsuję organizm, to spadnie mi odporność i mogę na następny dzień trochę posmarkiwać. Wiem wtedy ile mam siły i czy dam radę zrobić kolejny odcinek szlaku. Sama ze sobą, to sobie mogę tę strunę naciągać.
Co innego z psami. Wy pewnie macie tak samo, że ilekroć coś dzieje się Waszemu psu, to jest to wydarzenie bardzo stresujące i trochę poza naszą kontrolą. Dlatego wolę zapobiegać, niż leczyć.
- pilnuję, by gałgany niczego nie zeżarły, nie goniły owadów ani ptaków – mam serio oczy dookoła głowy; idąc przed siebie po skalistym i słonecznym terenie monitoruję teren 3-4 metry przed nami wypatrując wylegujących się w cieple żmij, co by ich nie nadepnąć
- wyposażyłam psy w szelki, które w razie czego amortyzują szarpnięcia lub upadki i pozwalają podnieść psa, by pomóc mu pokonać przeszkodę
- nie pozwalam psu biegać na wariata po lesie, chodzimy głównie na smyczy i to dość jednostajnym tempem
- dbam o regularność karmienia. Karmię małymi porcjami (3x dziennie) i nie podaję niesprawdzonych wynalazków, by nie obciążać układu pokarmowego i nie dawać mu pretekstu do rozstroju
- nie stresuję psa i dbam też o swój nastrój. Stres i wysiłek = prosta droga do biegunki, poza tym moje emocje wpływają na psy.
- nie przemęczam psów, mierzę siły na zamiary oraz dopasowuję trasę do psa i pogody, by nie narażać gagatków na spadki odporności ani uraz
A poza tym…
- stosuję dopasowane ubrania dla psów i zakładam je w razie konieczności (Fibi i Krakers inaczej odczuwają zimno); unikam przemoczenia i przewiania psów; dbam o ich komfort termiczny także w nocy pod namiotem
- w upalne dni dbam o odpowiednie nawodnienie i wspieram psy izotonikiem
- w zimne dni zwiększam kaloryczność posiłków naturalnymi przysmakami
- dbam, by karma którą jedzą była dobrze strawna
- codziennie po trekkingu robię psom masaż całego ciała, żeby dać mięśniom inne bodźce niż dostawały przez cały dzień (to fajnie buduje relację z pieskami też)
I pewnie jest tego więcej, niż części składowych mojej apteczki, ale jak mówiłam – wolę zapobiegać, niż stresować się pośrodku głuszy. Ostatecznie jednak, wydaje mi się, że i tak nie na wszystkie sytuacje możemy się przygotować i pomimo naszych starań, te pieski albo natura i tak nas czymś zaskoczy. W końcu każda aktywność ma swoje ryzyko…
Kontakty z dzikimi zwierzętami i lokalnymi psami
Całkiem inną sprawą są leki na ukąszenia różnych kąsicieli (owady i żmije) oraz bliskie spotkania z dziką zwierzyną i lokalnymi psami, które – w skrajnych przypadkach, jak sądzę – mogą nam psa uszkodzić (pokopać, pogryźć).
Osobiście nie posiadam w apteczce leków niwelujących działanie jadu owadów, bo moje psy nie gonią owadów, nie prowokują ich i przez 13 lat nie miałam problemów z ukąszeniami. Niewykluczone, że sezonowo (latem) zainteresuję się sprawą. Jeśli masz dobry kontakt z weterynarzem, to możesz wziąć od niego leki sterydowe na zapas, wraz z zaleceniami dawkowania. Z kolei w przypadku ukąszenia przez żmiję, i tak należy jak najszybciej znaleźć się z psem u weterynarza. Antytoksyna/antidotum na jej jad nie jest w Polsce dostępne od ręki, a już na pewno nie „na wynos”. Poza tym, jest bardzo droga (kilkaset złotych) i ma bardzo krótki termin ważności, więc noszenie jej w apteczce i tak mija się z celem.
Dlatego ponownie, jako najskuteczniejsze lekarstwo uważam zapobieganie kontaktom psa z dziką zwierzyną oraz poznanie jej nawyków, zachowań i upodobań.
Żmije
Żmije lubią wylegiwać się na nasłonecznionych skałkach, nawet na środku ścieżki. Jak pisałam wyżej, nie pozwalam psom schodzić ze szlaku i wyglądam na 3-4 metry przed idącym psem. W historii naszych wędrówek kilkukrotnie spotykaliśmy żmije. Wylegiwały się na szlaku i uciekały nam spod nóg i łap. Mieliśmy szczęście, że nikt z nas w nie nie wdepnął – to sprowokowałoby je do ucieczki lub ataku.
Wilki, jelenie i inni leśni mieszkańcy
Nie obawiam się wilków, stad jeleni które czasem wypadają z lasu przecinając drogę, dzików i innych większych zwierząt. One wiedzą o mojej obecności lepiej, niż ja o nich. Nie łakną kontaktu z człowiekiem, więc staram się zawczasu kulturalnie poinformować je o swojej obecności. Rozmawiam z psami, opowiadam im o tym co widzimy, śpiewam sobie pod nosem. Nie jestem głośno, nie krzyczę, ale regularnie zaznaczam swoją ludzką obecność. Poza tym, poruszając się szlakiem, idę trasą uczęszczaną przez wielu innych ludzi. Nie zbaczam z niego, bo wiem, że zwierzęta nie są głupie i póki tu mieszkają, póty wiedzą, że na tej drodze można spotkać człowieka.
Aby nie dawać im pretekstu do podejścia, stosuję jeszcze kilka zasad bezpieczeństwa.Staram się chować jedzenie (moje i psów) do szczelnych toreb, dojadać wszystko do końca tego samego dnia (np. nie zostawiać pasztetu na następny dzień, wsadzając go na noc do torebki przy namiocie) i zabierać ze sobą wszystkie śmieci (by nie sugerować zwierzętom, że zapach człowieka ma im się kojarzyć z jedzeniem).
Lokalne psy
Najbardziej obawiam się lokalnych psów, które – chcąc bronić gospodarstwa i czego nie mam im za złe – bywają skrajnie bezczelne. Szczekają już z daleka, niektóre wybiegają z pędem na przybyszów (czyli, kurde, na nas), podchodzą bardzo blisko i próbują nas zaczepiać.
Między innymi na takie okazje mam ze sobą gaz pieprzowy (Fox Labs Mean Green i chusteczka dekontaminacyjna w apteczce), ale to ostateczność. Przede wszystkim operuję kijkami, które zwiększają zasięg moich ramion. Do tego zawsze skracam smycz, by mieć psy przy sobie. W kryzysowych sytuacjach biorę Fibi na ręce, by poruszać się szybciej. Niezależnie od sytuacji, poruszam się po łuku, ale jak najszybszą trasą, odważnym, zdecydowanym i spokojnym krokiem.
Ah, oby nam to wszystko nigdy nie było potrzebne. Zdrowia i bezpiecznie tam!